Zawsze, gdy prowadzi się 3:0 do przerwy i nie wygrywa potem meczu, zaczynają rodzić się pytania o przyczyny. Przeważnie zawsze ofiarą stają się takie czy inne decyzje trenera, brak koncentracji i lekceważenie rywala, słaba kondycja, a na koniec niska skuteczność w 100-procentowych sytuacjach. Jeszcze trudniej zrozumieć, co się stało, gdy dotyczy to pojedynku z absolutnym outsiderem rozgrywek.
Jechaliśmy do Góralic z nastawieniem na zdobycie 3 punktów. Przed meczem trener uczulał, aby absolutnie nie
lekceważyć rywala i mamy grać po prostu swoje. Mecz zaczął się pod nasze dyktando. To my byliśmy cały czas przy piłce i to
my pisaliśmy scenariusz tego meczu. Dwie szybkie akcje, z których ta druga przyniosła powodzenie, a szczęśliwym strzelcem już w 3 min. został Marek Frąckiewicz. Po tak szybkim prowadzeniu nie ustawało nasze bombardowanie bramki Zrywu. Niestety na przeszkodzie w podwyższeniu prowadzenia, albo stawała nieskuteczność, albo dobra postawa bramkarza miejscowych. W 20 min. pięknym rajdem i uderzeniem z dystansu popisał się Bartek Taniukiewicz. Piłka odbiła się od słupka i wpadła obok zupełnie zaskoczonego bramkarza.
Nadal posiadaliśmy inicjatywę. Wciąż piłka była przy naszej nodze. Raz po raz ostrzeliwaliśmy słupki i poprzeczki. W końcu w 30 min. ładną akcję przeprowadził duet Mateusz Dudziński - Bartek Taniukiewicz. Ten pierwszy asystował, ten drugi podwyższył nasze prowadzenie. Kolejnych okazji nie wykorzystali Mateusz Dudziński (sam na sam z bramkarzem) i Paweł Czeski.
Mimo tej nieskuteczności, humory na przerwie nam dopisywały. W przerwie trener za dobrze grającego Frąckiewicza wprowadził do gry Marka Wiktorowicza. Kolejna zmiana w 50 min. i za debiutującego Karola Przetaka wszedł Daniel Wiktorowicz, a w 55min za Pawła
Czeskiego wszedł Krystian Jabłoński. Wtedy to w środku pola inicjatywę przejęli gospodarze. Na pierwszy efekt długo nie trzeba było czekać. Już w 60 min. Góralice zdobyli
swojego pierwszego gola. W 75 min. udało im się zdobyć kolejnego, kontaktowego gola po rzucie karnym. Nie pomogły roszady trenera w ustawieniu zespołu z przesunięciem Bartka Taniukiewicza do środka pomocy, a Daniela Wiktorowicza do przodu. W 85 min. gospodarze dopięli swego i wyrównali stan meczu.
Wnioski z tego meczu musimy wyciągnąć teraz wszyscy: zawodnicy i trener. Na pewno zmiany nie były zbyt szczęśliwe. Zmiennicy po prostu nie sprostali zadaniu. Nieskuteczność w sytuacjach podbramkowych woła o pomstę do nieba. Teraz potrzebna jest szybka rehabilitacja. Gramy teraz dwa mecze na własnym boisku. Obaj rywale są w naszym zasięgu. Trudno sobie wyobrazić, aby miała nas spotkać kolejna podobna katastrofa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz